Schody pamięci – 1988. Własność Muzeum Narodowego w Krakowie.
Załączony tekst był zaadresowany do ludzi zaangażowanych w działalność podziemnej Solidarności, z prośbą o przekazanie nam śladów ich pamięci. Otrzymane przedmioty zatopiliśmy w kostkach z plastiku, zaś teksty przekazane nam przez ofiarodawców, stanowią integralną część dzieła. Cały zbiór liczy 44 kostki. Przedstawiamy tu ich kilka.
Schody pamięci
Ziemia przechowuje pamięć wszystkich procesów, które się na niej odbywały. Pamięç o lasach, które na niej dziko rosły, o liściu, który spadł w pewnej chwili, pamięć pożaru i nasienia, które z popiołu rodzio nowe życie. Wkopując się stopniowo w głąb możemy odkryć ślady tych dawnych wydarzeń. Czyż odkrycie ich sensu wskazać może kierunek naszych dàeƒ?
Czy to jest możliwe? Wszak śladów setki, tysiące a każdy inny. Historia rośliny od chwili poczęcia się kiełka w nasieniu, aż po uschnięcie kwiatu i pojawienie się nowego owocu, bogata jest w wydarzenia.
Od nich zależy ciąg życia. Pamięć przeżytych
- Kilka kostek:
©Elżbieta Dembińska-Cieślar
- „Ordnung muss sein”. Porządek być musi. Ten najważniejszy eliminuje
te mniej ważne, te nieistotne, lekceważy te inne. Ograniczając się do własnych imperatywów, nędznieje. Porządek istnieje w naturze, w rzeczach, wśród ludzi… Odkryjmy go, poznajmy go, uszanujmy go. Porządek ten być nie musi, on jest.
Emil Cieślar, emigrant, syn Ślązaka i Alzatki, Francuz – urodzony
w 1931 r. w Rougemont le Château. Polak – od 1935 r. po powrocie Ojca do Polski. Niemiec – od 1939 r. jako syn żołnierza niemieckiego. Polak – od 1947 r. po decyzji powrotu do Polski. Francuz i Polak od 1978 r. po wyjeździe i decyzji pozostania we Francji.
Wrzesieƒ1988. W Niemczech, w drodze z Francji do Polski.
© Elżbieta Dembińska-Cieślar
- Jeszcze przed chwilą była częścią mnie. Teraz jest już tylko jednym
ze śladów, które zostawiam. Nie zdążyłem się przyzwyczaić do jej braku. Nadal sięgam do niej i jak człowiek z dopiero co amputowaną kończyną, nie dostrzegam jej braku. Nie jest mi już potrzebna. Wszystkie funkcje, które spełniała, spełniła do końca. Gdy miałem lat …naście – nadawała powagi. Gdy zacząłem studia – wpisywała w żakowski stan. - W 1980 i 81 r. symbolizowała nowoodkryty stan wolności, głęboki oddech. Po grudniu konieczność przetrwania – trzeba było zachować ją aż do zwycięstwa, aż do wolnych wyborów. Kiedy przyszła fascynacja Wschodem – była aktem mojej solidarności z rozpędzanymi i z rozstrzeliwanymi mnichami Peczerskiej ławry. Gdy odkrywałem świat, którego już nie ma, zwracała mnie zmienionym przez totalitaryzm wschodniogalicyjskim miasteczkom. Wszystko, czego była symbolem, pozostało we mnie w środku. Nie muszę się więc już wspierać o nią. Nie jest już potrzebna. Pozostaje tylko śladem, wspomnieniem tych wszystkich fascynacji, które symbolizowała, a które istnieją niezależnie od niej.
Warszawa, wrzesień 1988. Bolesław Rzemieniewski, historyk
©E lżbietaDembińska-Cieślar
- I zanim ciało moje, zestarzałe i martwe zjednoczy się z Matką Ziemią, zanim stanie się elementarną jej cząstką, oddaję to zdjęcie, które dla mnie jest śladem pierwszych kroków umierania, aby zachować pamięć o niedojrzałości, pamięć o procesie kształtowania. Pamięć o nieistnieniu. To jedyne zdjęcie, jakie pozostało przy mnie z czasu współistnienia, współbycia i współtworzenia w kręgu osób skupionych wokół Repassage’u – do chwili przekazania go do kolekcji „Schodów pamięci” było jedynym materialnym śladem tamtych chwil. Kołtun odcięty z mojej głowy jest śladem czasu, który trwa…
Wieś Kawka, wrzesień 1988. Słoma, bębniarz
©E lżbietaDembińska-Cieślar
- Dom, kredens mirowski, fortepian (prezent bogatego kuzyna), przedmioty, dźwięki… zostało tylko wspomnienie. – Gdy myślę o tym domu, dniem i nocą wypełnionym śmiechem, powraca mi radość. Było komu śmiać się w tym dwupokojowym mieszkaniu: rodzice, nas pięcioro i czterech młodych czeladników ojca. Niedostatek nic nam w śmiechu nie przeszkadzał tam, we Lwowie, w kamienicy na ulic Rzeźnickiej, róg Jagiellońskiej, tam, wśród naszych sąsiadów, tak jak my biednych, polskich Żydów. Cóż… nic nie pozostało, chyba tylko do dziś używany znak firmy Wedla, narysowany ręką naszego ojca, artysty kaligrafa, Chaima Karola Grünfelda.
Warszawa, pażdziernik 1989. Edyta Rot, urzędniczka
©E lżbietaDembińska-Cieślar
- Obudził mnie krzyk mężczyzny. Wyrazisty, donośny, ostro przenikający ciszę uśpionego osiedla. Podbiegłam do okna. W bloku naprzeciwko na balkonie stał człowiek. Krzyczał: Nazywam się Andrzej Celiński. Do mojego mieszkania włamuje się milicja. Zadzwońcie do… Wielokrotnie powtarzał numer telefonu. Wybiegłam z domu z naiwną nadzieją, że uda mi się pomóc Andrzejowi, ostrzec najbliższych znajomych.
Był 13 grudnia 1981 roku. – Nie pamiętam tamtego numeru telefonu. W kostkę wpisałam numer telefonu do Andrzeja. Bo to on staŁ się dla mnie symbolem tamtej nocy.
Warszawa, wrzesieƒ1988. Teresa Ogrodzińska, krytyk teatralny
SUR LE MÊME THÈME NA TEN SAM TEMAT
Laisser un commentaire